Together Magazyn » Rodzic » Wielodzietność – powód do radości czy problem społeczny?

Wielodzietność – powód do radości czy problem społeczny?

Edgara Watsona Howe’a głosi, że „rodziny z dziećmi i bez dzieci współczują sobie nawzajem”. Chyba trudno trafniej ująć brak powszechnego zrozumienia dla problemów rodzin wielodzietnych w naszym kraju. Jest to zresztą kwestia dotycząca wielu społeczeństw współczesnego Zachodu, gdzie model małżeństwa z jednym dzieckiem jest ogólnie przyjęty już od dziesięcioleci.

Rodzina wielodzietna, czyli kto?

Mówiąc o rodzinie wielodzietnej, posługujemy się pewnym pojęciem socjologicznym, które jest powszechnie używane w wielu krajach na całym świecie. Nie każdy ma świadomość, że wielodzietność została zdefiniowana w polskich przepisach prawa. Artykuł 20b Ustawy z dnia 7 września 1991 roku o systemie oświaty objaśnia zarówno pojęcie wielodzietności, jak i samotnego wychowywania dziecka. Zgodnie z jego treścią, wielodzietność rodziny „oznacza […] rodzinę wychowującą troje i więcej dzieci”.

Już samo brzmienie artykułu 20b ustawy o systemie oświaty może dawać do myślenia. Jeszcze w latach 80. XX wieku, a więc w czasie wyżu demograficznego, jako wielodzietną traktowało się rodzinę z co najmniej czworgiem dzieci. W okresie dwudziestolecia międzywojennego pojęcie wielodzietności było praktycznie nieznane, a już na pewno nie miało wartości stygmatyzującej. Pojawiła się ona dziesiątki lat później, wskazując na domniemany brak odpowiedzialności rodziców. Wcześniej posiadanie dużej liczby dzieci traktowano dokładnie odwrotnie – jako przejaw zdrowego rozsądku. Liczna rodzina miała zapewnić wsparcie – finansowe i mentalne – rodzicom na starość. Było to pokłosie odwiecznego porządku, do którego nikt nie chciał wnosić swoich poprawek. To właśnie brak dzieci był postrzegany jako swoisty ekscentryzm, egoizm albo przejaw stanów chorobowych.

W sidłach stereotypów

Obecnie sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu, przynajmniej w świecie Zachodu. Niekiedy można przeczytać o znanych rodzinach wielodzietnych w kręgu celebrytów. Na przykład, Eddie Murphy jest ojcem ośmiorga dzieci, David Beckahm i jego żona, Victoria, mają trzech synów, a Angelina Jolie i Brad Pitt wspólnie wychowują aż sześcioro dzieci. Niemniej warto się zastanowić, co jest esencją takich doniesień medialnych. Posiadanie potomstwa przez celebrytów jest przyczynkiem do przeniesienia odbiorcy w świat niemal baśniowy, a nie definiowania pewnej normy społecznej. Wielodzietność ma raczej budzić niezdrową sensację niż służyć ukazywaniu określonego modelu rodziny. Staje się ona zatem odrealniona, nieuchwytna i niedostępna. Wychowywanie wielu dzieci jest w tych kategoriach niemal gwiazdorskim kaprysem. W dodatku jest to proces pochłaniający ogromne środki, wspomagany całym sztabem wykwalifikowanych opiekunek i prywatnych lekarzy pediatrów. Nic dziwnego, że często model wielodzietności, który króluje w prasie bulwarowej, bywa traktowany z przymrużeniem oka.

Na drugim biegunie postrzegania rodziny wielodzietnej jest odgórne ocenianie jej w kategoriach siedliska zjawisk patologicznych. To również obrazy kreowane przez współczesne media – mniej barwne, stygmatyzujące, ale bardzo chwytliwe. Wielodzietne rodziny, w których szerzą się bezrobocie i alkoholizm, to bezrefleksyjnie powielany szablon w doniesieniach medialnych. Wyraziste, a zarazem krzywdzące uproszczenia każą stawiać znak równości między pojęciami „patologia” i „wielodzietność”. Tymczasem, wedle obliczeń socjologów, różnego rodzaju problemy społeczne stwierdza się w około 30% rodzin wielodzietnych. Ale, co ważne, ich źródłem wcale nie jest sam fakt wielodzietności, lecz sytuacja społeczno-ekonomiczna. Okazuje się zatem, że zjawiska patologiczne częściej występują w rodzinach wychowujących mniej niż trójkę dzieci… Tyle tylko, że stereotypowy, przekłamany obraz ubogiej, wielodzietnej rodziny świetnie wpisuje się we współczesną narrację, która jest powszechnie akceptowana.

Bezdzietność – rzeczywisty problem

wielodzietność
Biorąc pod uwagę realia niżu demograficznego, można stwierdzić, że faktycznym problemem współczesnej Europy nie jest wielodzietność, ale bezdzietność. Wedle wyliczeń demografów, w 2030 roku liczba ludności krajów uprzemysłowionych osiągnie wartość szczytową, a później zacznie maleć. Można przypuszczać, że do połowy XXI wieku liczba mieszkańców Unii Europejskiej zmaleje o około 19 mln, i to mimo intensywnych ruchów migracyjnych. Społeczeństwo zaczyna się starzeć. Proces ten potrwa jeszcze wiele lat, niemniej zaczyna wyraźnie się zarysowywać odwrócenie proporcji pomiędzy liczbą osób w wieku produkcyjnym i poprodukcyjnym. Wydłużająca się wartość średniego czasu trwania życia – skądinąd: zjawisko pozytywne – również wpłynie na rosnącą przewagę seniorów w społeczeństwach poszczególnych krajów. Taka tendencja, w połączeniu z ujemnym przyrostem naturalnym, spowoduje starzenie się kontynentu europejskiego, co musi niekorzystnie się odbić na gospodarce.

Dla powojennej Polski z wielu przyczyn przełomowy okazał się 1989 rok, również pod względem zmian demograficznych. Niestabilna sytuacja społeczno-ekonomiczna na pewno przełożyła się na zmianę nastawienia polskich rodzin do kwestii posiadania dzieci. Wychowanie dziecka stało się wyzwaniem, a nie oczywistością. Ponadto osoby z roczników powojennego wyżu demograficznego kończyły wiek produkcyjny, przy jednoczesnym wzroście długości trwania życia. Trzeba również pamiętać o emigracjach, zwłaszcza z 2004 roku, które zahamowały dynamikę naturalnego rozwoju społeczeństwa. W efekcie przez wiele lat wskaźniki przyrostu naturalnego w Polsce utrzymywały się poniżej 1%, a niekiedy były wręcz ujemne (lata 2002–2005). W 2010 roku Polska zajmowała 169. miejsce na świecie pod względem przyrostu naturalnego, którzy miał wartość ujemną (–0,05). Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w okresie od stycznia do października 2014 roku urodziło się 318,7 tys. dzieci, co stanowi wzrost o 4,6 tys. w stosunku do analogicznego okresu 2013 roku. W efekcie, w skali całego roku, przyrost naturalny wyniósł około 10 tys. osób. To niewiele, jak na 38-milionowy naród, choć trzeba zaznaczyć, że każdy dodatni wskaźnik przyrostu naturalnego powinien cieszyć.

Chociaż liczba urodzeń dzieci nie jest jeszcze w Polsce krytycznie niska, nie przekłada się to na tak zwany współczynnik dzietności (liczba urodzonych dzieci w przeliczeniu na jedną kobietę w wieku rozrodczym – 15–49 lat). Demografowie wskazują, że coraz częściej małżeństwa są zawierane w późniejszym wieku, przez osoby z wyżu demograficznego lat 80. Dość duża liczba małżeństw skutkuje narodzinami dzieci, niemniej dominującym modelem rodziny pozostaje małżeństwo z jednym dzieckiem. Przekłada się to na wspomniany współczynnik dzietności, który w przypadku Polski ma dramatycznie niską wartość. W 2013 roku Polska plasowała się na 212. miejscu (!) spośród 224 klasyfikowanych państw. Wartość tego wskaźnika wynosiła w przypadku Polek 1,32. Warto zauważyć, że współczynnik dzietności jest ogólnie niski w krajach byłego Bloku Wschodniego, które musiały przejść transformację ustrojową (np. Łotwa – 210. miejsce; Rumunia – 213. miejsce; Litwa – 217. miejsce). To obrazuje, że niski przyrost naturalny jest powszechnym problemem współczesnej Europy.

Warto przypomnieć, że liczba urodzeń w 1989 roku w Polsce wynosiła aż 562,5 tys. W kolejnych latach następowały jej naprzemiennie spadki i wzrosty. Przykładowo, w 2003 roku urodziło się 351,1 dzieci, ale już w 2009 roku – 417,6 tys. Obecnie liczba ta ustabilizowała się na poziomie około 380 tys. urodzeń. W kontekście zanikającego zjawiska wielodzietności interesująco kształtuje się struktura urodzeń wedle kolejności. Otóż w 2012 roku niemal połowę (49%) dzieci rodziły pierworódki. Dla porównania, w 1989 roku odsetek dzieci urodzonych po raz pierwszy wynosił 37%. Jednocześnie trzecie w kolejności dzieci – a zatem przychodzące na świat już w rodzinach wielodzietnych – stanowią już zaledwie około 10% (w 1989 roku – 17%) sumy wszystkich urodzeń.

Dane statystyczne – zarówno dotyczące Polski, jak i innych krajów współczesnej Europy – są bezwzględne… Wskazują one na narastający problem niskiej dzietności w rodzinach XXI wieku. Skutki katastrofy demograficznej mogą być dramatyczne w wielu aspektach społeczno-ekonomicznych. Tym bardziej należy podkreślić, że rodziny wielodzietne powinny być podmiotami szczególnej troski ze strony państw i społeczeństw.

Struktura rodziny w Polsce

Dzięki wynikom Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku, możemy dość precyzyjnie określić, jak się kształtuje struktura ludności współczesnej Polski. Istotna jest informacja, że ponad połowę ludności naszego kraju (53,3%) tworzą małżeństwa z dziećmi. Warto też przytoczyć inne, znaczące dane:

  • rodzice samotnie wychowujący dzieci (głównie matki) to niemal 1/6 społeczeństwa;
  • co siódma osoba pozostawała w związku małżeńskim bez dzieci;
  • jednoosobowe gospodarstwa domowe tworzyła co 12. osoba;
  • w związkach nieformalnych (dorośli i dzieci) pozostawało zaledwie 1/40 ludności Polski;
  • liczba związków nieformalnych była mniejsza niż 1/25 liczby małżeństw.

Z powyższego zestawienia wyraźnie wynika, że małżeństwa z dziećmi tworzą największą grupę w strukturze społecznej Polski. Jednak rodziny wielodzietne stanowią w niej mniejszość. Potwierdzają to dane zawarte w publikacji pt. Warunki życia rodzin w Polsce, wydanej przez Departament Badań Społecznych i Warunków Życia Głównego Urzędu Statystycznego. Na podstawie badań budżetów domowych z 2011 roku, można stwierdzić, że małżeństwa i związki nieformalne z co najmniej trojgiem dzieci na utrzymaniu stanowiły 21% w skali całego kraju, podczas gdy związki z jednym dzieckiem i innymi osobami – prawie 38%. Statystycznie na jedno gospodarstwo rodzinne w mieście przypadało 0,8 dziecka, a na wsi – 1,2.

Wielodzietność, a szara rzeczywistość rodzin wielodzietnych

Chociaż należy zdecydowanie odciąć się od banalnych uproszczeń, wedle których wielodzietność jest przyczyną patologii społecznych, nie można przemilczeć problemów, jakie napotykają na co dzień rodziny wielodzietne. Wychowywanie kilkorga dzieci wymaga przede wszystkim stabilizacji finansowej, która zapewnia zaspokajanie bieżących potrzeb rodziny. Żeby uzmysłowić sobie, o jakich nakładach muszą myśleć rodzice wychowujący trójkę dzieci, warto przytoczyć ponownie cytowane wcześniej wyniki badania budżetów gospodarstw domowych z 2011 roku. Okazuje się, że miesięczne wydatki rodziny z trojgiem dzieci na towary i usługi konsumpcyjne to 3420,01 zł. Jest to kwota, która umożliwia wielodzietnej rodzinie prawidłowe funkcjonowanie na przeciętnym poziomie, bez możliwości zapewnienia dodatkowych atrakcji, na przykład w postaci wycieczek. Sytuacja się komplikuje, gdy tylko jeden z rodziców może podjąć pracę zawodową, a drugi zajmuje się prowadzeniem domu, nie uzyskując dodatkowych dochodów. W przypadku utraty pracy – jedynego źródła utrzymania – rodziny wielodzietne popadają w olbrzymie tarapaty. Jednak nawet jeśli oboje rodziców pracują zawodowo, sytuacja materialna rodzin wielodzietnych bywa trudna. W badaniu spójności społecznej z 2011 roku, cytowanym w publikacji Warunki życia rodzin w Polsce, stwierdzono, że rodziny z co najmniej trojgiem dzieci na utrzymaniu niemal regularnie muszą korzystać ze wsparcia finansowego instytucji pomocowych lub bliskich osób. Problem ten może dotyczyć nawet 46% rodzin wielodzietnych. Aż 63,9% badanych rodzin z trojgiem dzieci zadeklarowało, że nie ma możliwości finansowych, by zapewnić każdemu dziecku co najmniej tygodniowy wypoczynek podczas wakacji czy ferii. Z kolei 29,5% rodziców z rodzin wielodzietnych nie może zagwarantować raz w miesiącu nawet niewielkich kwot na tak zwane kieszonkowe lub zakupić dla wszystkich dzieci drobnych prezentów, takich jak książki czy płyty.

Jednak rodziny wielodzietne mogą mieć problemy nawet z realizowaniem podstawowych potrzeb, nie tylko z zapewnianiem rozrywek i przyjemności. Według danych pochodzących z Europejskiego badania warunków życia (EU-SILC) z 2011 roku, odsetek rodzin wielodzietnych, które z powodów finansowych zadeklarowały brak możliwości jedzenia mięsa co drugi dzień, wynosił 20,1%. Spośród wszystkich badanych struktur rodzinnych, to właśnie w przypadku rodzin z co najmniej trojgiem dzieci występowało największe zagrożenie ubóstwem (ogółem – 34,4%). Rodziny wielodzietne zdecydowanie lepiej radzą sobie w miastach, gdzie istnieje też lepiej zorganizowana struktura pomocy społecznej. Gorzej jest w przypadku rodzin mieszkających na wsi, gdzie odsetek zagrożenia ubóstwem przekracza 40%. Wiąże się to przede wszystkim z większym ryzykiem bezrobocia na obszarach wiejskich.

Wychowywanie dzieci w wielodzietnej rodzinie jest zatem trudnym wyzwaniem w aspekcie ekonomicznym. Trzeba również pamiętać o wymiarze emocjonalnym. Każde dziecko jest odmienne i potrzebuje odrębnej opieki, indywidualnego podejścia do jego problemów. Żadne z dzieci nie powinno być faworyzowane kosztem rodzeństwa. Nie można również dopuścić do odwrotnej sytuacji – aby którekolwiek z dzieci poczuło się niepotrzebne i odtrącone. Zapewnienie odpowiedniego wsparcia emocjonalnego i pełne zaangażowanie się w życie każdego dziecka może być niezwykle trudnym zadaniem, które wymaga współdziałania obojga rodziców. Konieczność koncentracji uwagi na poszczególnych problemach wszystkich dzieci może stwarzać ryzyko, że któryś spośród nich zostanie pominięty albo niepotraktowany z należytą uwagą. W rodzinach wielodzietnych rodzice muszą być szczególnie dobrze wyczuleni na odbieranie wszelkich sygnałów świadczących o niepokojących zjawiskach, zwłaszcza w okresie nauki szkolnej. Konieczne jest zbudowanie trwałej platformy porozumienia ze wszystkimi dziećmi, a przede wszystkim – wpojenie im zasad harmonijnej współpracy w obrębie rodziny. Musi ona obejmować zarówno więź emocjonalną, jak i poczucie odpowiedzialności za wspólne dobro, jakim jest rodzina. Nawet drobny podział domowych obowiązków pomiędzy poszczególnych jej członków znacząco ułatwi trudy codziennego życia.

Pomoc ze strony państwa

Wspieranie rodzin wielodzietnych powinno być jednym z kluczowych zadań państwa. Zdrowy rozsądek wskazuje na fakt, że pomoc rodzinom należy traktować w kategoriach długofalowej inwestycji, a nie doraźnej zapomogi, która jest przyznawana niechętnie i wybiórczo. Wiadomo bowiem, że trwałe zmiany w strukturze demograficznej mogą mieć katastrofalne skutki dla społeczeństwa. Państwo powinno zatem traktować pomoc rodzinom wielodzietnym jako swój obowiązek, zapobiegając groźbie katastrofy demograficznej. Polityka prorodzinna państwa, chociaż ze swej definicji musi mieć określone ograniczenia, może się przyczynić do znaczącej poprawy jakości życia rodzin, a przez to – do utrwalania więzów społecznych.

Polska gospodarka nie jest w stanie zapewnić rozbudowanej opieki socjalnej dla rodzin, która funkcjonuje w bogatych krajach Zachodu (np. Szwecja, Wielka Brytania, Francja) i przekłada się na wzrost dzietności. Nie znaczy to jednak, że, po pierwsze, nie istnieją w naszym kraju żadne formy pomocy rodzinom, a po drugie – że nie warto nic robić, by zmienić istniejącą sytuację na lepsze. Warto, na przykład, oprócz zapewniania klasycznego systemu urlopów macierzyńskich, aktywnie wspierać pracujących rodziców, poprzez uelastycznienie godzin pracy lub stworzenie możliwości pracowania w domu. Powinny to być priorytetowe zadania dla polityków.

Jedną z najnowszych, ciekawych inicjatyw, która jest skierowana do rodzin wielodzietnych, jest Karta Dużej Rodziny. Mogą z niej korzystać rodziny z przynajmniej trojgiem dzieci, co ważne – niezależnie od uzyskiwanych dochodów. Kartę otrzymuje się bezpłatnie. Rodzice mogą korzystać z niej dożywotnio, dzieci zaś – do 18. roku życia bądź do czasu ukończenia nauki szkolnej (maks. 25 lat). Podstawową funkcją karty jest zapewnienie jak najkorzystniejszego systemu zniżek (np. przejazdy komunikacją publiczną, opłaty paszportowe, wstęp do parków narodowych), który może obejmować również firmy prywatne, nie tylko instytucje państwowe. Więcej informacji na temat Karty Dużej Rodziny można znaleźć na stronie internetowej https://rodzina.gov.pl.

Pomoc rodzinom wielodzietnym nie jest jedynie zadaniem realizowanym na centralnych szczeblach władzy. Równie ważne są inicjatywy lokalnych samorządów, które mogą przyznawać własne ulgi dla dużych rodzin. Przykładem może być realizowany w niektórych gminach system ułatwień w dostępie do placówek przedszkolnych dla dzieci z rodzin wielodzietnych. Dbanie o politykę prorodzinną w wymiarze lokalnym może zatem (i powinno) obejmować indywidualne ulgi w systemie opłat za pobyt w przedszkolu czy określanie limitów miejsce na preferencyjnych zasadach. Warto przypomnieć, że już od ponad roku obowiązują nowe zasady rekrutacji do przedszkoli, które wynikają z zmiany Ustawy o systemie oświaty. W myśl tej nowelizacji, pierwszeństwo przyjęcia do przedszkola publicznego mają dzieci, które zamieszkują na terenie gminy, gdzie działa dana placówka. W przypadku gdy liczba chętnych przekracza liczbę wolnych miejsc, pierwszeństwo mają dzieci z dużych rodzin.

Świadczenia rodzinne obejmują oczywiście również zasiłki pieniężne. W przypadku rodzin wielodzietnych kwota zasiłku wynosi 80 zł na jedno dziecko. Zasiłek rodzinny przysługuje rodzicom, których:

  • dziecko nie ukończyło 18 lat;
  • nie ukończyło 21 lat, jeśli kontynuuje naukę;
  • nie ukończyło 24 lat, jeżeli dalej uczy się w szkole lub uczelni wyższej oraz posiada orzeczenie o umiarkowanym lub znacznym stopniu niepełnosprawności.

O przyznaniu zasiłku rodzinnego decyduje kryterium dochodowe. Średni dochód w roku, który poprzedza rok starania się o tę zapomogę, nie może przekraczać 539 zł w skali miesiąca na osobę. W przypadku dzieci niepełnosprawnych kwota ta wzrasta do 623 zł. Te same kryteria obowiązują rodziców starających się o przyznanie zasiłku z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego (100 zł na każde dziecko). Rodziny z przyznanym prawem do zasiłku rodzinnego mogą także starać się o dodatek z tytułu urodzenia dziecka (1000 zł jednorazowo). Warto pamiętać również o tym, że lokalne ośrodki pomocy społecznej dysponują środkami na dofinansowanie zakupów celowych, o które również mogą się starać rodziny wielodzietne.

5/5 – (10 głosów)