Together Magazyn » Kultura » Świat z lotu ptaka, czyli niesamowite fotografie Kacpra Kowalskiego

Świat z lotu ptaka, czyli niesamowite fotografie Kacpra Kowalskiego

Z wykształcenia architekt, z pasji pilot i fotograf. Od kilkunastu lat fotografuje z nieba efekty działalności człowieka. Za swój projekt „Efekty Uboczne” został nagrodzony w konkursie World Press Photo 2015. Kacper Kowalski opowiada o uzależniającej sile prawdziwej pasji oraz roli rodzica w kształtowaniu świadomości i samodzielności u dziecka.

fotka copy

Jest Pan absolwentem Politechniki Gdańskiej, z zawodu architektem. Skąd wziął się pomysł na tak diametralną zmianę ścieżki zawodowej – od kreślenia projektów budowlanych do podniebnych wojaży z aparatem w ręku?

Fotografia to język wizualny, używając go komunikujemy się obrazem. Ja znałem ten język od dziecka, od kiedy zacząłem robić zdjęcia analogowe prostym aparatem, który dostałem na komunię. Robienie zdjęć rzeczom, które były dla mnie istotne, stało się dla mnie naturalne. Na początku były to sceny z życia rodzinnego. Później, gdy poszedłem na studia, a wybrałem architekturę, zacząłem swoją przygodę z lataniem. Tak szybko jak tylko opanowałem tę sztukę i mogłem zająć się czymś więcej niż pilotażem, zacząłem również fotografować podczas lotów, żeby pokazać innym jak wygląda świat z góry. Był to rok 1996, a więc czasy aparatów analogowych. Nie każdy mógł wtedy latać i nie każdy potrafił fotografować, nawet jak już był w powietrzu, więc tych zdjęć było w tamtym czasie niewiele, był na nie duży głód. I ten głód poznania świata z góry dawał mi dużo motywacji. Znalazłem się w przestrzeni, która była dla innych niedostępna i mogłem pokazywać rzeczy, które trudno było wtedy zobaczyć z tej perspektywy. Tak to się zaczęło. W pewnym momencie, pracując już zawodowo, po studiach, zdałem sobie sprawę, że nie pasjonuje mnie już proces projektowania budynków, że uchodzi to już mojej uwadze, na rzecz latania o którym myślę coraz częściej. Zacząłem szukać uzasadnienia dla tej pasji. Po pierwsze finansowego, żeby móc się z tego utrzymywać, a po drugie chciałem robić coś wartościowego, bo sam pobyt w powietrzu nie powoduje, że cokolwiek powstaje – jest to po prostu bardzo przyjemny sposób na spędzanie czasu. Chciałem nadać sens mojej pasji i tak zacząłem robić zdjęcia. Najpierw komercyjnie dla deweloperów, wciąż jednak utrzymując moją stałą pracę, ponieważ etat był mi niezbędny do uzyskania zdolności kredytowej. Trochę to wszystko trwało, a ja też czułem się w pewnym sensie niewolnikiem swojego wykształcenia. Tak się składa, że mój ojciec jest architektem i prowadzi swoją firmę, architektem jest również moja mama i mój brat. Czułem się więc trochę w obowiązku kontynuować to rodzinne przedsięwzięcie, ale w głębi serca chciałem latać.

 

Czy u Pana w domu istniała presja na kontynuację zawodu po rodzicach?

Nie, architekturę wybrałem samodzielnie. W pewnym momencie chciałem być również biologiem, ale przy mojej chaotycznej osobowości, perspektywa takiego systematycznego zakuwania nazw okazała się dla mnie przerażająca. Architektura też jest trudnym zawodem, trzeba znać prawo budowlane, mechanikę i zasady tej sztuki żeby nie budować domów z papieru, ale wiąże się ona jednak z całkiem dużą swobodą. Architektura to profesja spomiędzy dwóch światów – inżynierowie twierdzą, że architekt to artysta, z czym zupełnie nie zgadzają się artyści, którzy twierdzą, że to typowy inżynier. I jest to rzeczywiście mieszaniec.

SE_Depth-of-Winter_On-The-Floe#04Jak widzi Pan rolę rodzica w kwestii szczepienia lub rozwijania pasji u dzieci? Czy według Pana rodzic powinien w ten proces ingerować czy pozwolić dziecku samemu szukać swojej drogi?

Według mnie najważniejsze jest to, żeby dzieci miały duże poczucie własnej wartości i żeby miały umiejętność myślenia abstrakcyjnego. Dziecko jest twórcze i ma kompletnie otwartą głowę, a potem idzie do przedszkola i szkoły gdzie zaczyna się formatowanie do systemu, który narzuca i wyznacza co jest ważne, a co nie. Obserwuję niektórych ludzi i widzę, że żyją jak niewolnicy, bo realizują założenia z czyjejś kampanii produktowej. Nagle okazuje się, że to jest priorytetowe żeby mieć nowy telewizor lub telefon, mimo że starym modelom nic nie brakowało. Ten potencjał finansowy, który zgromadzą, wydają na rzecz firmy, która skutecznie przeprowadziła akcję marketingową. I widzę, że trudno im się oprzeć i robić co innego, wbrew społecznym nurtom. Ale z drugiej strony, część ludzi żyjąc w ten sposób jest szczęśliwa, więc chyba nie ma sensu próbować kogoś od tego odwieść. Efekt, który chciałbym uzyskać z moimi dziećmi to wyposażyć je w jak największy poziom świadomości, żeby one potrafiły podjąć swoje własne decyzje w oparciu o swoje doświadczenia i wiedzę. Chciałbym żeby były jak najbardziej samodzielne. To jest trudne, bo wymaga maksymalnego otwarcia się i przyzwolenia na to, żeby dzieci popełniały błędy. Niestety jest to najlepsza nauka. Rodzicowi łatwiej jest coś nakazać albo zakazać i osiągnąć cel, jakim jest ochrona dziecka, ale dzieje się to kosztem celu dydaktycznego i to jest zawsze dylemat.

 

Czy zna Pan historie miejsc, które Pan pokazuje? Czy wybiera je Pan celowo, aby zwrócić na nie uwagę widza czy decydują tylko względy estetyczne?

Czasami jest tak, że lecąc spotykam coś co mnie zadziwia i nie wiem co to jest. Jakaś część krajobrazu wizualnie mnie zachwyca, ale nie wiem czego dotyczy i dlaczego wygląda tak, a nie inaczej. Fotografia staje się tu punktem do dalszych poszukiwań. Nie wiem co jest na zdjęciu, ale wiem gdzie zostało wykonane, dlatego w moich projektach autorskich jak np. „Efekty uboczne”, zdjęcia są podpisane tylko koordynatami geograficznymi, nie dołączam do nich pełnego opisu. Każdy więc, jeśli jest bardziej ciekawy niż leniwy, może sobie sprawdzić te koordynaty dzięki mapom w internecie i dojść do tego co ogląda. Ja rzeczywiście dostaję sporo maili od ludzi, którzy np. często jadą do miejsc, które fotografuję i oglądają je z ziemi i też trochę się dziwią, że z tej perspektywy to całkiem inaczej wygląda. To co mnie najbardziej cieszy, to fakt, że po te zdjęcia sięgają agencje związane z rozwojem przemysłu czy organizacje typu Greenpeace, związane z ochroną przyrody. Każdy w tych zdjęciach widzi potencjał do opowiedzenia własnej historii, ma różne tezy i argumenty, ale dla mnie ważne jest to, że dzięki tym fotografiom do takiej dyskusji w ogóle dochodzi.

 

Nie myślał Pan nigdy, że być może Pana pasja wiąże się ze zbyt dużymi niebezpieczeństwami i ryzykiem?

Oczywiście jest to niebezpieczne, bo ludzie raczej nie latają, a wręcz zupełnie nie latają sami z siebie. Pewne przysłowie mówi, że piloci dzielą się na tych odważnych i starych. Nie ma starych i odważnych pilotów. Najlepszą polisą ubezpieczeniową jest tutaj strach i respekt wobec tego co się robi. Najczęściej do wypadków dochodzi albo gdy piloci szarżują za bardzo i czują się niezwyciężeni, albo gdy dopada ich rutyna i zapominają, że tam pod chmurami są właściwie tylko gośćmi. Z jednej strony mówi się, że jeśli ktoś chce osiągnąć pewien stopień szczęśliwości w swoim życiu to musi pójść za głosem swojego serca, żeby robić to co lubi, gdzie znajduje pasje. I są takie momenty, gdy to serce podpowiada nieracjonalne rozwiązania i wywołuje to pewne rozdarcie. Pasja może być silnie uzależniająca, jak narkotyk.

SE_Toxic-Beauty#12

Zwiedził Pan wiele przepięknych i egzotycznych miejsc na świecie, ale na swoich zdjęciach przedstawia Pan Polskę i okolicę, w której mieszka. Czy Polakom wciąż brakuje fascynacji własnym krajem?

My tu niestety cierpimy na syndrom Janka Muzykanta. Polski zupełnie nie doceniamy i wynika to z kompleksów i niskiego poczucia wartości. Tak nas sformatował system socjalistyczny. Jednostka się nie liczy, własne zdanie jest nic nie warte i trzeba myśleć to, co ktoś narzucił. Symptomem wyzwolenia byłby dla mnie moment, w którym jak ktoś usłyszy w kościele coś z czym się nie zgadza, to wstanie i to powie. Dzisiaj jeśli się słyszy coś wbrew własnemu przekonaniu, to albo się nie słucha albo próbuje się zapanować nad własnym gniewem, który gdzieś w środku narasta albo się wychodzi. Brakuje głośnego wyrażania opinii, bez względu na jej słuszność. Nawet media są tak skonstruowane – otrzymujemy zdjęcie i dokładny opis tego, co mamy o tym zdjęciu myśleć. Przez to formatowanie nie jesteśmy samodzielni, Polacy są bezwolni, łatwo nimi, jako narodem sterować. Widać to w wielu zachowaniach. Gdy dzieje się coś naprawdę złego to ludzie potrafią się zbuntować, ale gdy jest znośnie, panuje tu bardzo duża obojętność. I niestety przenosi się to na wszystkie aspekty życia. Nie szanujemy naszego kraju, nie mamy o nim dobrego zdania. Ja głęboko się z tym nie zgadzam, uważam, że Polska jest piękna, bogata i zaskakująca i wspaniale mi się tutaj żyje.

Rozmawia: Klaudia Grohs

 

 

Kacper Kowalski, picture by: "piotr biegaj, iczek"

Kacper Kowalski,
picture by: „piotr biegaj, iczek”

 

Kacper Kowalski urodził się w 1977 roku. Specjalizuje się w fotografii z lotu ptaka. Pokazuje niedostępne na co dzień naturalne pejzaże i krajobrazy miejskie. Otrzymał nagrody i wyróżnienia w najważniejszych polskich i międzynarodowych konkursach fotograficznych: World Press Photo (2009, 2014 i 2015), Picture of The Year International – POYi (2012, 2014, 2015), Grand Press Photo (9 razy) i wiele innych.

Oceń