Together Magazyn » Aktualności » O stawaniu się osobą… krótka narracja sfrustrowanego pedagoga

O stawaniu się osobą… krótka narracja sfrustrowanego pedagoga

 

Każdy z nas – a przynajmniej ja – chciałby, aby jego dziecko prawidłowo się rozwijało. By osiągało kamienie milowe na swojej rozwojowej ścieżce o czasie, dokładnie w punkt, aby to przestrach nie rodził się w sercu. Ze względu na wykonywany zawód, psychologia rozwoju jest moją wierną towarzyszką. Z łatwością mogę określić, co i kiedy Wasze dziecko powinno…

Nauka, którą można komuś bezpośrednio przekazać, jest stosunkowo nie istotna. Rzeczy ważnych możemy nauczyć się wyłącznie sami.”

Nie zawsze „jest dobrze”

I robię to z uporem maniaka, gdy tylko zauważę „jakąś” nieprawidłowość. I co mnie wówczas spotyka? Opór? Niechęć? Pytanie o własne dzieci, a czasami o datę urodzenia! I to powtarzane jak mantra zdanie, że każde dziecko rozwija się indywidualne. No oczywiście, a gdyby miało trzy latka i nie chodziło, byłoby to w granicach normy? Bo jak ma trzy latka i nie mówi, to wszystko w porządku – ma jeszcze czas, a jak jest chłopem, to do piątego roku życia może spokojnie milczeć.

Kochani rodzice, to są słowa rozdrażnionego i zatroskanego losem Waszych dzieci pedagoga! Każda nieprawidłowość rozwojowa ma konsekwencje dla dziecka. Proszę sobie pomyśleć, jak cudnie mówiłoby dziecko z opóźnieniem rozwoju mowy bądź zaburzeniami jej rozwoju, gdyby w wieku dwóch latek zaczęło korzystać z terapii. No właśnie, i te wszystkie docinki w szkole, wykluczenie z grupy rówieśniczej, wysoki poziom frustracji dziecka, a nawet zachowania agresywne, w które się angażuje, gdy nie może przekazać informacji otoczeniu – to wszystko też by nie zaistniało. Proszę Was i siebie – nie zamiatajmy sprawy pod dywan, w nadziei, że samo przejdzie, bo przecież nasz daleki kuzyn miał tak samo, a teraz jest inżynierem…

Jak stajemy się osobą?

Teraz trochę na nas, rodziców, nakrzyczałam. Wyraziłam swoją prośbę, abyśmy uważnie obserwowali rozwój dziecka, a także konfrontowali się z nieprawidłowościami. Nie powiedziałam jednak nic o samym rozwoju… A przecież o tym traktować ma ten artykuł. Mam dużą nadzieję, że nieco się Państwo na mnie zdenerwowali, bo emocje sprzyjają uczeniu się. Na samym wstępie posłużyłam się cytatem z Carla Rogersa, często towarzyszącym mi w mojej pracy. Lubię też ten: „Wszystko, co robimy odzwierciedla nasze umiejętności”. Tu oczywiście miałabym ochotę popełnić dzieło traktujące o umiejętnościach wychowawczych rodziców, ale postaram się już wyjść z krytycznej narracji. Biorąc pod uwagę, rodzicu, że odczytujesz teraz właśnie refleksje sfrustrowanego pedagoga, na co dzień realizującego się w środowiskach wieloproblemowych, dajesz mu nadzieję że po prostu warto, za co dziękuję!

Wracając do Carla, jest to oczywiście amerykański psycholog i psychoterapeuta, który to zaczął się zastanawiać, jak stajemy się osobą. W tym namyśle, po przeprowadzeniu wielu badań, skomponował teorię wspomagania rozwoju osobistego poprzez relacje międzyludzkie. Po co nam tu i teraz jakaś tam teoria twórcy psychologii humanistycznej? Ano po to, że będąc odpowiedzialnymi, świadomymi rodzicami, już teraz kątem oka przeszukujemy psychologię rozwoju dziecka, szukając okresu rozwojowego naszego dziecka. Po przyjęciu tej olbrzymiej dawki wiedzy, na pewno pojawi się w Was pytanie, jak wpierać rozwój dziecka. I co? I tu wkraczam ja, i Carl!

Relacja wspomagająca

Rogers sformułował hipotezę potwierdzoną następnie w badaniach naukowych: „Jeśli potrafię stworzyć relację, która z mojej strony charakteryzuje się: autentycznością i przejrzystością, w której pozostaję w zgodzie z moimi prawdziwymi uczuciami; ciepłą akceptacją i docenieniem drugiego człowieka jako odrębnej jednostki; zdolnością wrażliwego postrzegania jego świata i jego samego tak, jak on postrzega swój świat i siebie, to w takiej relacji ów drugi człowiek (…) stanie się bardziej zintegrowany i zdolniejszy do efektywnego działania; będzie lepiej sobą kierował i będzie pewniejszy siebie (…); będzie odnosił się do innych z większym zrozumieniem i akceptacją; będzie sobie lepiej radził z problemami życiowymi. Uważam, że stwierdzenie to pozostaje w mocy, niezależnie od tego, czy mówię o relacji między mną a klientem, a grupą studentów czy pracowników, rodziną, czy dziećmi. Wydaje mi się, że ta ogólna hipoteza otwiera ekscytujące możliwości rozwinięcia twórczej, zdolnej do adaptacji i autonomicznej osoby”. Relację wspomagającą Rogers charakteryzuje jako taką, w której przynajmniej jedna ze stron zamierza wspomagać wzrost, rozwój, dojrzewanie, funkcjonowanie i zdolność radzenia sobie w życiu drugiej strony – jednostki lub grupy. Tą pierwszą stroną jesteśmy my, rodzice, drugą zaś – nasze dzieci. Naszym zadaniem będzie dotarcie do tak zwanych utajonych zasobów. Tu, wcielając się w rolę odkrywcy, poszukujemy zalążków kompetencji, wiedzy o świecie i o samym sobie dziecka, a przede – wszystkim emocji.

Być wspierającym rodzicem

Proszę się nie obawiać – Carl dokładnie określił nasze kamienie milowe do stawania się wspierającym rodzicem. Już teraz napomknę, że nie będzie łatwo, gdyż, jak to często bywa, powinniśmy zacząć od siebie. Ponownie oddaje głos Rogersowi. Istota relacji wspomagającej wyraża się poprzez następujące, poniższe postawy i zachowania.

Być godnym zaufania. Nie wymaga to, abym był konsekwentny, ale zawsze prawdziwy, autentyczny. To znowu ja! Mam komentarz: my także oczekujemy od naszego dziecka tego, że udostępni nam wiedzę o sobie, wprowadzi nas w świat swoich emocji, w relacji z nami będzie po prostu sobą. Dzięki temu na pytanie „jak było w szkole?” powie nam prawdę, relacjonując w zaufaniu ważne dla niego wydarzenia. Róbmy po prosu to samo, wówczas będziemy godni zaufania, prawdziwi i autentyczni.

Jednoznacznie komunikować, kim jestem. Jeśli mam wspomagać rozwój osobisty innych ludzi pozostających w relacji ze mną, sam muszę się rozwijać. Tak, tak! Rozwijajmy się, oczekujemy od siebie tego samego co od innych. Nasze dziecko ma przynosić dobre oceny, czuć się ze sobą dobrze, mieć zainteresowania, aktywnie spędzać czas, no i oczywiście ma czytać książki. Czytajmy zatem książki, rozwijamy się zawodowo, doceniajmy siebie za bycie sobą, poszerzajmy obszar swoich zainteresowań, spędzajmy aktywnie czas. Trudne to, prawda? Dla naszego dziecka również jest to nie lada zadanie.

Pozwolić sobie na doświadczanie pozytywnego nastawienia. Radość płynąca z relacji z naszym dzieckiem wzmacnia, aby nie powiedzieć – warunkuje, jej bliskość. Wydaje nam się, że rodzic zawsze powinien być zadowolony z kontaktu z dzieckiem, ale czasami po prostu mamy dość. Miejmy zatem dość, pozwólmy sobie na chwilę wytchnienia, nie karzmy dzieci za to, że mamy gorszy dzień. Powiedzmy im po prostu, jak to z nami jest w tej sytuacji. Nauczymy je wówczas, że kiedy czuje złość i rozdrażnienie, nie musi trzaskać drzwiami; może o tym opowiedzieć i z tej opowieści my, rodzice, usłyszymy to, czego potrzebuje.

Zaakceptować każdy aspekt drugiej osoby. Moja postawa warunkowa blokuje zmianę, rozwój osoby. No, oczywiście! Jeśli myślę źle o sobie, świat ma postać wielkiego potwora, który tylko czeka, aby mnie pożreć. Nie mogę nikomu ufać, a moje dziecko to gamoń… to tak będzie!

Unikać ferowania wyroków. Nie przyczyniają się one do rozwoju osobistego. „Z Ciebie to już nic nie będzie”; „Nigdy się tego nie nauczysz”; „No, po prostu nie jesteś wystarczająco inteligentny”; „Ja w Twoim wieku to już mówiłem w 13 językach”. Pomogło? Nie, i nie pomoże, jeśli ktoś nas ocenia, wkłada w zbyt małe ubranie, nie dostrzega w nas potencjału, uczy myśleć o sobie źle – to jest głównym czynnikiem demobilizującym do czegokolwiek.

Utwierdzać oraz akceptować wszelkie możliwości drugiego człowieka. Nasze dzieci mają mnóstwo możliwości – przecież są nasze! Drzemie w nich potencjał, a my wiemy, co to są zachowania antycypacyjne (a jeśli nie wiemy, konieczne wykonajmy poniższą instrukcję: szukamy ikonki „internet” na pulpicie; zakładam, że wyświetli nam się wyszukiwarka Google – tam wpisujemy „znaczenie dzieciństwa w życiu człowieka” i poznajemy dr Brzezińską), wiemy jakie postawy wzmacniają rozwój dziecka.

***

Na zakończenie tylko chciałam się podzielić refleksją, że do bycia dobrym rodzicem potrzebna jest właśnie refleksja. Aby ją uruchomić, zadawajmy sobie i innym pytania. Rzucamy i podejmujemy wówczas wyzwania! No, i może jeszcze to, szczególnie użyteczne w procesie wychowania nastolatków (nie wiem, kto pierwszy to wypowiedział, ja tylko powtarzam): „Dziel się swoimi trudnościami, nie mądrością”.

Iwona Woźniewska

Oceń