Together Magazyn » Aktualności » Młodzi bezdomni – pułapki kredytów hipotecznych

Młodzi bezdomni – pułapki kredytów hipotecznych

Piękne, przestronne mieszkania, designerskie wnętrza, sprzęty najwyżej jakości… Ile razy widzimy podobne obrazki na zdjęciach naszych znajomych? Setki, a może i tysiące. Skąd na to wszystko brać pieniądze? Odpowiedź z reguły bywa jedna – z kredytu.

Kredyt, czyli nie tak kolorowo…

Obecnie życie na kredyt to niemal codzienność. Młodzi ludzie masowo zaciągają w bankach ogromne zobowiązania. Takie, które będą spłacać niemal do końca życia. Ceny mieszkań, sytuacja na rynku pracy, brak oszczędności – wszystko to sprzyja zadłużaniu się na długie lata. Młodzi ludzie często sądzą, że nie mają wyjścia. Chęć posiadania własnego mieszkania wygrywa więc ze zdrowym rozsądkiem. Dwudziestoletni single, pary, młode rodziny z dziećmi – wszyscy wybierają ścieżkę do banku, poczytując ją za drogę do lepszej przyszłości.

Czym tak naprawdę są kredyty hipoteczne? Co ciekawe, nie jest tak łatwo znaleźć w internecie rzetelną informację. Po wpisaniu tej frazy w wyszukiwarkę, wyskakują nam dziesiątki stron z reklamami poszczególnych banków: „I Ty możesz mieć swoje mieszkanie”; „U nas najniższe oprocentowanie”; „Kup dom już dziś” – krzyczą barwne hasła. Szkoda, że same kredyty nie są już tak kolorowe. Zgodnie z definicją z popularnej encyklopedii, kredyt hipoteczny to „długoterminowy kredyt bankowy, którego zabezpieczeniem jest hipoteka ustanowiona na rzecz banku kredytującego na prawie użytkowania wieczystego lub prawie własności nieruchomości położonej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Kredyt hipoteczny jest najczęściej udzielany na sfinansowanie zakupu nieruchomości lub inwestycji budowlanej (nazywany jest wówczas budowlano-hipotecznym)”. Krótko mówiąc, zabezpieczeniem takiego kredytu jest mieszkanie, które za niego kupujemy.

Grunt to posiadać

Sprawa więc nie wygląda tak kolorowo, jak mogłoby się zdawać. Kredytowe zobowiązania bywają pułapkami, w które dają się wplątać nawet najbystrzejsi konsumenci. Banałem jest stwierdzenie, że żyjemy w czasach galopującego konsumpcjonizmu. Kilka samochodów w jednej rodzinie to już niemal codzienność. Nie wyobrażamy sobie życia bez udogodnień i nowinek technologicznych. Telefony zmieniamy przynajmniej raz na dwa lata. Nasze półki uginają się pod ciężarem nowych ubrań. Trudno więc wyobrazić nam sobie dorosłe życie bez własnego mieszkania. Jaki mamy wybór? Mieszkać z rodzicami, wynająć mieszkanie lub właśnie – kupić własne „cztery ściany”.

Dla tych szczęściarzy, którzy dostają mieszkanie od rodziców, otrzymują w spadku po babci albo wygrywają na loterii, sprawa jest jasna. Kredyt nie jest dla nich żadną opcją. Reszta jednak, która sama musi zapracować na samodzielność, znajduje się w znacznie gorszej sytuacji. W Polsce sprawa rysuje się szczególnie wyraźnie. – Faktycznie, jedyną możliwością dla młodych ludzi jest zakup mieszkania na kredyt. Chociaż oczywiście są też opcje typu loteria czy biznes życia. Takich przypadków jest jednak niewiele – mówi były pracownik jednego z dużych banków, Sławomir. Zdaje się, że ograniczeni latami reżimowego ustroju, który zabraniał nam „własności”, dzisiaj nadrabiamy z nawiązką stracone lata.

Co ciekawe, potrzeba posiadania dotyczy nie tylko tych, którzy doświadczyli na własnej skórze niedogodności ustroju. To problem szeroki, dotykający nawet najmłodsze pokolenie. Dzisiejsi dwudziesto- i trzydziestolatkowie nie wyobrażają sobie startu w dorosłość bez własnego „M”. Polsce daleko jeszcze do krajów Zachodu, gdzie wieloletnim wynajem mieszkania jest właściwie na porządku dziennym. U nas wciąż panuje przekonanie, że mieć znaczy być.

Mentalność w Polsce jest taka, że bezsensem jest płacenie komuś za wynajem mieszkania, skoro w tej samej cenie możemy spłacać własne lokum. Niewielu jest ludzi z praktycznym podejściem – wynajem jest bardziej elastyczny w kontekście zmian pracy, partnera czy wysokości wynagrodzenia – podkreśla Sławek.

Włącz myślenie!

Kiedy więc młody człowiek podejmuję tę ważną decyzję o zakupie mieszkania, pierwsze co robi, to analiza ofert banków. To w najlepszym przypadku. W najgorszym – idzie do pierwszej lepszej placówki i zadłuża się na 30 czy 40 lat. Banki również sprzyjają podobnym decyzjom. W reklamach kuszą nas niskim oprocentowaniem, dogodnymi ratami albo brakiem kruczków w umowach. Ale czy naprawdę jesteśmy aż tak naiwni, by wierzyć w medialny przekaz wielkich korporacji?

Niestety – bywamy. Najbardziej jaskrawym przykładem ludzkiej lekkości w zadłużaniu się, są kredyty udzielane przez banki we frankach szwajcarskich. Wszyscy słyszeliśmy o wielkim kryzysie, który dotknął takich kredytobiorców. – W latach 2005–2007 sto procent kredytów, których udzieliłem, było denominowane w CHF. Cena franka wynosiła wówczas około dwóch złotych. Klienci pytali mnie, co zrobiłbym na ich miejscu. Moja odpowiedź zawsze była taka sama – kredyty powinniśmy zaciągać wyłącznie w tej walucie, w której osiągamy dochody. Niestety, zdolność kredytowa we frankach szwajcarskich była u większości ludzi znacznie wyższa – opowiada Sławek. I zwraca uwagę na jedną, bardzo ważną kwestię. Ludzie zadłużają się na wyrost. Młode małżeństwo kupuje 90-metrowe, pięciopokojowe mieszkanie. Po co?

W każdej umowie, którą wówczas podpisywałem, był załącznik z tabelką, która przedstawiała, jak się zmieni kwota raty, kiedy wzrośnie kurs franka. Ludzie na ogół podpisywali umowę bez czytania i pędzili do marketu wybierać nowe kafle. Zupełnie jakbyśmy mówili o jakimś małym kredycie gotówkowym, a nie zobowiązaniu na większą część życia – podkreśla bankowiec.

Skąd u ludzi taka lekkość zadłużenia się? Być może jest skutkiem powszechności kredytów, które coraz rzadziej postrzegamy jako długi. Wydaje nam się normalne, że aby kupić mieszkanie, musimy zaciągnąć taką wieloletnią pożyczkę. Nie przychodzi nam nawet do głowy, iż okoliczności naszego życia mogą się zmienić – możemy stracić pracę, zmienić miejsce zamieszkania, rozwieść się. Myślimy wyłącznie w kategoriach „tu i teraz”. A w kwestii kredytów nie ma nic bardziej zgubnego. Młodzi ludzie poczytują kredyt za naturalną kolej losu. „Dorastam, biorę kredyt, kupuję mieszkanie. Przecież wszyscy tak robią”. Czyżby?

Inne opcje?

Otóż nie wszyscy. Są przecież ludzie, którzy świadomie rezygnują z zaciągania kredytów i decydują się na wynajem. To zdecydowanie bardziej elastyczna forma życiowej stabilizacji. Nie wiąże nas na długie lata i zapewnia możliwość zmiany miejsca zamieszkania. W razie kłopotów finansowych czy utraty pracy zawsze możemy zdecydować się na mniejsze, tańsze mieszkanie.

Na naszym rynku wciąż brakuje firm oferujących atrakcyjne mieszkania na wynajem. Taka forma wyprowadzki opiera się głównie na wynajmie od prywatnych właścicieli, których sytuacja też może przecież ulec zmianie. Mogą się zdecydować na sprzedaż mieszkania i zostawiają najemcę na przysłowiowym lodzie. Daje się też wyczuć niechęć do wynajmowania mieszkania ludziom z dziećmi. Chodzi o kwestię ewentualnej eksmisji w przypadku niewywiązywania się z płatności – opowiada Sławek.

Wynajem też ma więc swoje minusy. Należy jednak pamiętać, że łatwiej znaleźć nowe mieszkanie niż spłacić długoletnie zobowiązanie finansowe. W Polsce jednak wciąż pokutuje podejście „to moje”. Niestety, większość z nas zapomina, że mieszkanie kupione na kredyt nie jest naszą własnością. Do momentu spłaty całej należności mieszkanie de facto należy do banku. W przypadku zaniechania spłat, nieruchomość jest przez niego przejmowana.

Kłopoty…

Kredyty hipoteczne dają się we znaki również wtedy, gdy małżeństwo czy para, która wspólnie zobowiązała się spłacać należność za zakupione mieszkanie, postanawia się rozstać. – Takich sytuacji jest wiele. Weźmy taki przykład: para postanawia się rozwieść. Mają kredyt we frankach, którego do spłaty – przy dzisiejszym kursie – zostało około 400 tysięcy. Ich mieszkanie jest w tej chwili warte 280 tysięcy. Cokolwiek by nie zrobili, brakuje im 120 tysięcy na spłatę zobowiązania. Problem jest mniejszy, kiedy obydwoje z małżonków zachowują się w porządku. Gorzej, gdy jedno żąda natychmiastowej sprzedaży mieszkania. Wtedy druga strona może zostać bez dachu nad głową –przestrzega bankowiec.

Mimo wszystkich minusów, które pociągają za sobą kredyty hipoteczne, popyt na nie wciąż jest bardzo duży. Sławek jako przyczynę takiego stanu podaje między innymi programy rządowe, które wspomagają finansowo młode rodziny. Częściowo jest to również rezultat migracji. Poszukiwanie pracy w oddalonym mieście jest dzisiaj codzienną praktyką. Ludzie przenoszą się do Trójmiasta za pracą i ich pierwszą nową decyzją jest ta o zakupie mieszkania. Niestety, znacznej części społeczeństwa wciąż brakuje wyobraźni. Zaciągany na 40 lat kredyt hipoteczny jawi się im jako wybawienie z kłopotów mieszkaniowych.

Coraz więcej z nas decyduje się również wyprowadzić za miasto. Tam, za cenę mieszkania, kupuje sobie uroczy domek na przedmieściach. Do tego też jest potrzebny kredyt. Często zapominamy, że takie wiejskie przyjemności wiążą się z dłuższym dojazdami, a więc również i większymi wydatkami. Żeby zdecydować się na zaciągnięcie kredytu, należałoby zatem najpierw dokonać rzetelnej analizy swojej sytuacji, rozpisać wady i zalety takiego rozwiązania oraz dokładnie je przemyśleć. Kredyt nie ucieknie. Uciec może nasze życie.

Tekst: Katarzyna Sudoł

Oceń