Together Magazyn » Aktualności » Dziecko czy rodzic – kto jest klientem?
Dziecko w sklepie

Dziecko czy rodzic – kto jest klientem?

Znane powiedzenie „Pieniądze szczęścia nie dają” jest o tyle prawdziwe, o ile pamiętamy, że trudno znaleźć szczęście bez pieniędzy… Czy zatem wszystko jest na sprzedaż? Oczywiście, że nie. Natomiast nie ulega wątpliwości, że dzięki zakupom żyje się nam łatwiej. A jak przekonują nas sprzedawcy, w sklepach możemy kupić namiastkę szczęśliwości. Jest jednak trochę inaczej.

Mieć i być…

Czy jest coś zdrożnego w chęci kupowania markowych produktów i najnowszych wytworów myśli projektantów? Czy oglądanie witryn sklepowych i zachwyty nad najnowszą kolekcją to powód do wstydu? Przeciwnicy konsumpcjonizmu wskazują, że w zasadzie potrzeby ludzkie są relatywnie niewielkie. To projektanci, producenci i sprzedawcy mają kreować masowy popyt. I jest w tym na pewno ziarno prawdy. Czy zwrócilibyśmy uwagę na designerskie dodatki, gdyby ich ktoś nie stworzył? A co z gadżetami, które mają wyłącznie bawić, bez żadnych funkcji użytkowych? Ich posiadanie zapewne nie jest życiową koniecznością. Potrafilibyśmy świetnie obejść się bez nowych spinek do krawata, najmodniejszego odcienia lakieru do paznokci czy zabawnego etui na telefon.

Popadanie w skrajności nie jest lekiem na całe zło. Przecież mieszkaniec dużego kraju w Europie, który wychował się w realiach XXI wieku, nie potrafi żyć w ascezie. A wręcz nie powinien. Sam odbiór reklam, a nawet uleganie określonym trendom, nie powinny być postrzegane w kategoriach katastrofy i zniewolenia. Problem zaczyna się wówczas, gdy podążając za modą, tracimy poczucie rzeczywistości. Przepłacamy za produkty, których nie potrzebujemy, co więcej – jeszcze do niedawna w ogóle nie mieliśmy pojęcia o ich istnieniu. I nagle stały się nam „potrzebne”.

W zasadzie nie liczy się już nawet sam produkt, lecz chęć posiadania. W takich przypadkach przestawiamy się z trybu „być” na „mieć”, co może być niebezpieczne. W ten sposób dajemy swoim dzieciom negatywny przykład, że posiadanie jest jednym z najwyższych priorytetów współczesnego świata. Nie zdziwmy się, gdy za kilka lat zacznie ono oszacowywać wartość swoich rówieśników przez pryzmat marki telefonu czy tabletu. I nie powinno nas dziwić, jeśli skrycie będzie pogardzać osobami, które nie mogą spełnić swoich zachcianek w dowolnym sklepie.

„Mamo, ja tutaj decyduję!”

Takie słowa w sklepach, zwłaszcza z zabawkami, wcale nie należą do rzadkości. To prawda, że małe dziecko jest całkowicie zdane na wolę swoich rodziców, również w kwestii zakupów. Niemniej około czwartego lub piątego roku życia w małym człowieku zaczynają się kształtować nawyki konsumenckie. W ostatnich latach ta granica wiekowa znacznie się przesunęła, a przekazy reklamowe, które są wprost kierowane do grup docelowych, obejmują coraz młodsze dzieci. Większość reklam ma trafiać pośrednio do rodziców, którzy są dysponentami domowych budżetów. Jednak presja wywierana przez dzieci ma oczywiście niebanalne znaczenie. W ten oto sposób poniekąd podejmują one decyzje o rozdysponowaniu finansów w naszych domach.

Czy dziecko powinno podejmować decyzję odnośnie do zakupu własnych zabawek i innych wyrobów, których będzie używać na co dzień? Dzieci nie da się uszczęśliwić na siłę, ale pamiętajmy, że będą się ono kierować emocjami i bezwiednym podążaniem za przekazem reklamowym. W przypadku starszych dzieci niemałe znaczenie ma chęć dostosowania się do preferencji grupy rówieśniczej. I trudno będzie wytłumaczyć nastolatkowi, że telefon starszej generacji, bez dostępu do internetu i ze słabym aparatem fotograficznym, to rozsądniejszy wybór niż najnowszy model smartfona, który za pół roku będzie już zastąpiony innym, jeszcze droższym modelem. Przesłanki racjonalne mają w tym wypadku znikomą wartość.

Można ratować się racjonalizmem, gdy kupujemy zabawki dla małego dziecka i nie dopuszczać do sytuacji, w których to ono ma ostatnie słowo. Warto pamiętać, że wielu producentów zabawek doskonale zdaje sobie sprawę z sezonowej popularności niektórych serii produktów. Popularna jeszcze kilkanaście lat temu seria wyrobów sygnowanych jako „Hannah Montana” jest tego dobrym przykładem. Kto jeszcze pamięta jeszcze o instrumentach, piórnikach, pościeli, bluzkach czy nawet perukach, na których opakowaniach zamieszczano wizerunek słynnej wówczas nastolatki? Niekoniecznie musimy się zgadzać na zakup najdroższej, modnej zabawki, jeśli podejrzewamy, że za chwilę przestanie być ona atrakcyjna. To również dobra lekcja dla dziecka: nie wszystko można i trzeba mieć na zawołanie. Jeśli w porę nauczymy je tej prostej zasady życiowej, istnieje spora szansa, że w przyszłości będzie się kierować przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, bez skrajnego ulegania obowiązującym trendom.

Nie ma dzieciństwa bez zabawy…

…i nie ma zabawy bez zabawek. Nie da się zaprzeczyć, że zabawa jest ważnym etapem rozwoju i ma duży udział w kształtowaniu osobowości młodego człowieka. W tym procesie ważną rolę mogą odegrać również i zabawki, o ile są odpowiednio dobrane. Niestety, wielu rodziców traktuje kupowanie zabawek jako antidotum na złe humory dziecka. Można też mówić o zabawkach jako kartach przetargowych („jeśli będziesz grzeczny na urodzinach wujka, kupię ci tę żółtą ciężarówkę”; „albo przeprosisz brata, albo nie dostaniesz twojej ulubionej lalki”). Stąd bierze się przymykanie oczu na decyzje zakupowe dzieci. Dziecko staje się de facto konsumentem, a rodzic – skarbnikiem, który posłusznie wykonuje polecenia. W ten oto sposób powstaje najgorszy wzorzec wychowawczy. Dzieci uczą się sztuki manipulacji i interesowności, którą będą zapewne rozwijać w kolejnych latach, przysparzając kłopotów rodzicom. A rodzice powoli zaczną tracić nad nimi kontrolę. Bo przecież skoro wszystko można załatwić za pomocą pieniędzy, inne wartości nie mają już większego znaczenia…

Preferencje konsumenckie dziecka rozwiną się prędzej czy później. To normalne, że będzie miało ono swój niepowtarzalny gust, który znajdzie przełożenie na chęć posiadania określonych produktów. Jednak nie pozwólmy na to, by małe dziecko zawsze narzucało nam własną wolę przy sklepowych półkach. Jeśli podoba mu się irracjonalnie droga zabawka, trzeba wypracować jakiś rozsądny kompromis i spokojnie wytłumaczyć, dlaczego nie możemy jej kupić. Nie wolno w takich przypadkach reagować złością, którą dziecko odbierze raczej w kategoriach niezrozumiałej kary. Nie spodziewajmy się, że nasza stanowcza odmowa spotka się z entuzjazmem. Może być dokładnie odwrotnie. Ważna jest jednak konsekwencja w działaniu, która w przyszłości przyniesie oczekiwane skutki. Dzięki niej dziecko stanie się świadomym konsumentem.

Dziecko ma głos

Całkowite ograniczanie dostępu dziecka do zabawek jest równie niekorzystne, co spełnianie wszelkich jego zachcianek. Jak było wspomniane wcześniej, zabawki mogą (i powinny) skutecznie wspomagać proces rozwoju, co dotyczy zwłaszcza zabawek edukacyjnych, choć nie tylko. Autorytarne wybory rodziców w sklepie z zabawkami na pewno nie przyniosą dziecku radości. Aby osiągnąć taki cel, trzeba liczyć się ze zdaniem naszej pociechy. Nawet jeśli nie możemy sobie pozwolić na kupno wymarzonej zabawki, zawsze uwzględniajmy preferencje dziecka. Pokażmy, że są one dla nas ważne, również wtedy, gdy nie do końca się zgadzamy z wyborem określonego produktu, a ostateczna decyzja zakupowa należy do nas. W ten sposób damy dziecku do zrozumienia, że szanujemy jego zdanie, ale w sklepie nie można kupić namiastki szczęśliwości, nawet jeśli reklamy przekonują, że jest kompletnie inaczej.

Oceń